W głębokiej dżungli wśród wielu
różnych drzew, krzewów i bluszczów rosło drzewo, które czuło
się bardzo samotne. Nic je nie cieszyło: ani ciepłe promienie
słońca, ani spływające krople deszczu czy rosy. Z każdym dniem
popadało w coraz większa apatię. Pewnego jednak razu sytuacja się
zmieniła. Otóż na leśnej polanie pojawił się mały Indianin i
upodobał sobie właśnie osamotnione drzewo. Przychodził pod nie
tak często, że nawiązała się między nimi nić przyjaźń.
Chłopiec zbierał z ziemi liście, które drzewo gubiło, i robił z
nich królewską koronę. Później zakładał ją sobie na głowę i
udawał, że jest królem dżungli. Kiedy indziej wspinał się na
drzewo i huśtał na jego gałęziach. Innym razem bawił się w
chowanego pośród jego liści. A gdy przychodził czas owocowania,
zajadał się pysznymi owocami. Zawsze po takich harcach zasypiał w
jego cieniu. Drzewo pokochało chłopca, a chłopiec drzewo. Oboje
byli szczęśliwi…
Jednak jak to w życiu bywa upływający czas stał się ich wrogiem. Chłopiec wkroczył w okres dorastania i coraz mniej czasu spędzał pod drzewem, które ponownie poczuło się samotne.
- O, cieszę się, że jesteś. Pohuśtaj się na moich gałęziach – powiedziało drzewo, kiedy pewnego razu przyszedł do lasu.
- Nie, jestem już za duży, żeby się bawić – odpowiedział. – Teraz muszę mieć pieniądze na dobrą zabawę. Możesz mi je dać?
- Niestety nie mam pieniędzy, ale zerwij moje owoce i sprzedaj na targu. W ten sposób zdobędziesz pieniądze i będziesz szczęśliwy.
I chłopiec tak zrobił. Wspiął się na drzewo, strząsnął wszystkie owoce i zabrał je na targ. Drzewo znowu poczuło się szczęśliwe. Nie na długo jednak. Chłopiec bowiem przestał przychodzić. Mijały dni, a ono na próżno wypatrywało swego przyjaciela. Kiedy więc pojawił się na horyzoncie, zaszumiało z radości.
- Przyszedłeś do mnie. Bardzo się cieszę. Wejdź na mój konar i pohuśtaj się na gałęziach, a znowu poczujesz się szczęśliwy – rzekło widząc, że chłopiec jest smutny.
- Nie mam czasu na zabawę: Jestem zbyt zajęty, bo chcę zbudować dom, przyszedł bowiem czas na żonę i dzieci. Czy możesz mi dać dom? – zapytał.
- Niestety nie mam domu. Moim domem jest las, ale jeśli chcesz, możesz ściąć moje gałęzie i wybudować sobie dom. Wtedy znowu będziesz szczęśliwy.
I tym razem młody człowiek posłuchał rad drzewa. Ściął wszystkie jego gałęzie i zabrał ze sobą, by zbudować dom. A drzewo ponownie odzyskało radość życia.
Indianin znów nie przychodził do lasu przez długi czas. A gdy pewnego dnia pojawił się pod drzewem, ono było tak szczęśliwe, że nie mogło mówić.
- Witaj chłopcze, może tym razem zechcesz się pobawić: - wyszeptało ze wzruszeniem.
- O, nie! Za stary i za smutny jestem, żeby się bawić. Potrzebuję łodzi, która zabrałaby mnie daleko stąd. Czy możesz mi ją dać? – po raz kolejny poprosił o coś drzewo.
- Tak, zetnij mój pień i zrób z niego łódź. Będziesz mógł popłynąć daleko stąd na pewno będziesz szczęśliwy – ucieszyło się drzewo, że i tym razem może pomóc swojemu ulubieńcowi.
Mężczyzna ściął pień, wydrążył łódź i odpłynął. Drzewo znowu było szczęśliwe. Upływały dni, miesiące, lata. Kiedy drzewo całkiem już straciło nadzieję, że ujrzy przyjaciela, wtedy pojawił się przed nim.
- Przepraszam, chłopcze – powiedziało drzewo – ale nie mam już nic do ofiarowania. Nie mam owoców, żebyś mógł zjeść, nie mam gałęzi, żebyś mógł się pohuśtać, nie mam nawet konara, żebyś mógł się po nim wspiąć.
- Moje zęby są za słabe, żeby jeść owoce – odpowiedział Indianin. – Jestem też za stary, żeby się huśtać i nie mam sił, żeby się wspinać.
- Tak mi przykro, że nie mogę nic ci podarować, ale nic mi już nie zostało. Jestem tylko starym pniem. Przepraszam – westchnęło drzewo.
- Ale ja już niewiele potrzebuję do szczęścia – odpowiedział Indianin.
- Może tylko spokojnego miejsca, gdzie mógłbym sobie odpocząć, bo jestem bardzo zmęczony. Drzewo słysząc te słowa, prawie podskoczyło z radości.
- O! To mój stary pień nadaje się do tego doskonale. Usiądź zatem na nim i odpocznij sobie.
Człowiek spełnił życzenie drzewa i usiadł na jego starym pniu, a ono znowu było szczęśliwe.
Jednak jak to w życiu bywa upływający czas stał się ich wrogiem. Chłopiec wkroczył w okres dorastania i coraz mniej czasu spędzał pod drzewem, które ponownie poczuło się samotne.
- O, cieszę się, że jesteś. Pohuśtaj się na moich gałęziach – powiedziało drzewo, kiedy pewnego razu przyszedł do lasu.
- Nie, jestem już za duży, żeby się bawić – odpowiedział. – Teraz muszę mieć pieniądze na dobrą zabawę. Możesz mi je dać?
- Niestety nie mam pieniędzy, ale zerwij moje owoce i sprzedaj na targu. W ten sposób zdobędziesz pieniądze i będziesz szczęśliwy.
I chłopiec tak zrobił. Wspiął się na drzewo, strząsnął wszystkie owoce i zabrał je na targ. Drzewo znowu poczuło się szczęśliwe. Nie na długo jednak. Chłopiec bowiem przestał przychodzić. Mijały dni, a ono na próżno wypatrywało swego przyjaciela. Kiedy więc pojawił się na horyzoncie, zaszumiało z radości.
- Przyszedłeś do mnie. Bardzo się cieszę. Wejdź na mój konar i pohuśtaj się na gałęziach, a znowu poczujesz się szczęśliwy – rzekło widząc, że chłopiec jest smutny.
- Nie mam czasu na zabawę: Jestem zbyt zajęty, bo chcę zbudować dom, przyszedł bowiem czas na żonę i dzieci. Czy możesz mi dać dom? – zapytał.
- Niestety nie mam domu. Moim domem jest las, ale jeśli chcesz, możesz ściąć moje gałęzie i wybudować sobie dom. Wtedy znowu będziesz szczęśliwy.
I tym razem młody człowiek posłuchał rad drzewa. Ściął wszystkie jego gałęzie i zabrał ze sobą, by zbudować dom. A drzewo ponownie odzyskało radość życia.
Indianin znów nie przychodził do lasu przez długi czas. A gdy pewnego dnia pojawił się pod drzewem, ono było tak szczęśliwe, że nie mogło mówić.
- Witaj chłopcze, może tym razem zechcesz się pobawić: - wyszeptało ze wzruszeniem.
- O, nie! Za stary i za smutny jestem, żeby się bawić. Potrzebuję łodzi, która zabrałaby mnie daleko stąd. Czy możesz mi ją dać? – po raz kolejny poprosił o coś drzewo.
- Tak, zetnij mój pień i zrób z niego łódź. Będziesz mógł popłynąć daleko stąd na pewno będziesz szczęśliwy – ucieszyło się drzewo, że i tym razem może pomóc swojemu ulubieńcowi.
Mężczyzna ściął pień, wydrążył łódź i odpłynął. Drzewo znowu było szczęśliwe. Upływały dni, miesiące, lata. Kiedy drzewo całkiem już straciło nadzieję, że ujrzy przyjaciela, wtedy pojawił się przed nim.
- Przepraszam, chłopcze – powiedziało drzewo – ale nie mam już nic do ofiarowania. Nie mam owoców, żebyś mógł zjeść, nie mam gałęzi, żebyś mógł się pohuśtać, nie mam nawet konara, żebyś mógł się po nim wspiąć.
- Moje zęby są za słabe, żeby jeść owoce – odpowiedział Indianin. – Jestem też za stary, żeby się huśtać i nie mam sił, żeby się wspinać.
- Tak mi przykro, że nie mogę nic ci podarować, ale nic mi już nie zostało. Jestem tylko starym pniem. Przepraszam – westchnęło drzewo.
- Ale ja już niewiele potrzebuję do szczęścia – odpowiedział Indianin.
- Może tylko spokojnego miejsca, gdzie mógłbym sobie odpocząć, bo jestem bardzo zmęczony. Drzewo słysząc te słowa, prawie podskoczyło z radości.
- O! To mój stary pień nadaje się do tego doskonale. Usiądź zatem na nim i odpocznij sobie.
Człowiek spełnił życzenie drzewa i usiadł na jego starym pniu, a ono znowu było szczęśliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz